KOSZTOWNE ZDERZENIE Z KOCZOWNIKAMI –

Historia Darii 

Daria od wielu miesięcy jest zmuszona utrzymywać pięcioosobową rodzinę niepłacących lokatorów, okupujących trzypokojowe mieszkanie i odmawiających wyprowadzki. Czeka na sprawiedliwość i pomoc państwa, ale organy działają w sposób opieszały, a koszty utrzymania lokatorów, którzy odmawiają opłacania czynszu i regulowania opłat za media są naprawdę spore…

Na tyle spore, że rodzina Darii znalazła się w finansowych tarapatach.

„Wiesz, że ja się zastanawiam czy będzie mnie stać na ogrzewanie mojego domu w sezonie, ale nie mogę wypowiedzieć umowy na ogrzewanie tamtego mieszkania? Według prawa mam większe zobowiązania wobec obcych dorosłych ludzi (i ich dzieci, których zresztą mi żal) niż wobec własnych”

W jaki sposób problemowi lokatorzy pojawili się na Waszej drodze? Jak osoby te zyskały Wasze zaufanie?

Szukaliśmy najemców długoterminowych. Skontaktował się z nami agent nieruchomości mówiąc, że ma chętnych: panią Sylwię i pana Łukasza. Mieli dziecko, pracowali zawodowo i mieli umowy o pracę na czas nieokreślony. Twierdzili, że sprzedali własne mieszkanie, bo przerósł ich koszt kredytu, a poza tym było ono za małe przy dziecku (nasze mieszkanie miało 3 pokoje). Nie chcieli podpisać umowy o najem okazjonalny mówiąc, że rodziny nie za bardzo akceptują ich związek (bez ślubu). Zaproponowali zapłatę za rok z góry. Sami budowaliśmy wówczas dom, więc taki zastrzyk gotówki był nam bardzo na rękę.

Jakie były problemy ze współpracą z najemcami? Czy coś wzbudziło Wasz niepokój?

Początkowo było wszystko w porządku. Najemcy zgłaszali problemy typu „cieknący kran” i samodzielnie je rozwiązywali. Po skończonej umowie najmu na rok, przedłużyliśmy umowę na kolejne 3 lata.

Przez 3-4 miesiące państwo płacili czynsz regularnie. Ale po tym okresie zaczęły się schody. Państwo powiedzieli nam, że w pracy nastąpiła jakaś zmiana systemu wypłacania premii – z miesięcznych na kwartalne. Przepraszali nas, zapewniali, że uregulują zaległości w kolejnym miesiącu i tak faktycznie się stało.

Ale potem znów nie mieli jak zapłacić. Rozmawiałam z panią Sylwią, zaproponowałam jej, że będą płacić połowę należności co miesiąc, a drugą połowę regulować co kwartał, po premiach. Generalnie starałam się znaleźć rozwiązanie za nich i ostatecznie wyszło na to, że ja im rozkładam wszystko na raty, ułatwiam, nawet zgodziłam się na obniżkę najmu w pandemii, a oni wciąż nie wywiązywali się z warunków umowy.

Gdy zagroziłam wypowiedzeniem umowy najemcom, przestali płacić w ogóle. Doszło do tego (i taki jest stan obecny), że mieszkanie, które chcieliśmy zachować na studia dla dzieci, które w międzyczasie miało nam ułatwić spłacanie kredytu za dom, stało się dodatkowym kosztem, bo płacimy regularnie czynsz do wspólnoty i media i finansujemy życie tym osobom.
W międzyczasie urodziło im się drugie i trzecie dziecko. Ja sama jako mama trójki, która mocno oberwała w pandemii pod kątem dochodów, rozumiem trudną sytuację rodziny i chciałam być uczynna i wspierająca. Wyszło na to, że sama muszę szukać pracy, bo nie stać mnie na opłacanie własnych rachunków, mając na utrzymaniu rodzinę najemców.

Jak próbowaliście rozwiązać te problemy?

Bardzo długo próbowaliśmy działać polubownie, po dobroci. Ostatecznie po wielu miesiącach skorzystaliśmy z pomocy radczyni prawnej, która wysyła w naszym imieniu wezwania do zapłaty, zawiadomienia do sądu, składa pozwy, próbuje się kontaktować z najemcami. Z kolei najemcy zablokowali mój numer telefonu, nie odpowiadają na nasze wiadomości i maile. Pan Łukasz odbiera tylko telefony od mojego męża, ale generalnie to wyżala mu się jedynie i opowiada, jacy są biedni, gdyż ojciec pana Łukasza przepisał mieszkanie na swoją partnerkę i nic mu nie zostawił w spadku, zaś teściowie mają tylko jedno małe mieszkanie. A gdy sugerujemy, że może przecież wyprowadzić się z Warszawy, jest oburzony.

Co jest dla Was najtrudniejsze w tej sytuacji i co Was zaskoczyło?

Że można być takim bucem bez honoru. Że można narażać własne dzieci na takie życie. Wiesz, mamy kryzys uchodźczy i setki tysięcy imigrantów, którzy z dnia na dzień musieli się odnaleźć w nowym miejscu, nowym kraju, języku. Znaleźć pracę. I część z nich fantastycznie wykorzystała tę okazję. A taki pan Łukasz mówi, że pracy nie ma i mieszkania za małe. Serio, ręce opadają i nie wiem już czy on jest taki głupi czy też ma mnie za taką idiotkę. Mnie do głowy by nie przyszło, że mogę nie płacić rachunków. Że mogę na kimś żerować w tak bezczelny sposób. Ale to naprawdę trzeba być pasożytem a nie człowiekiem. Nie dziwię się ojcu pana Łukasza (o ile ta część historii jest prawdziwa), że wydziedziczył syna.

Jak ta sytuacja wpłynęła na Waszą codzienność i Wasze życie rodzinne?

Źle. Koszmarnie. U mnie wywołała nawrót depresji i stanów lękowych, bo inflacja i szalejące oprocentowanie kredytu są dużym problemem. Po to nie sprzedawaliśmy tego mieszkania budując dom, żeby z przychodu z wynajmu spłacać kredyt. A weź pod uwagę, że mówimy o pięknie usytuowanym mieszkaniu w super skomunikowanej części Warszawy, blisko parku, na strzeżonym osiedlu. To nie są małe kwoty, ale gdzieś pomiędzy minimalnym a średnim dochodem wg GUS. Sami mamy troje wymagających dzieci, w edukacji domowej do tego i ja teraz szukam pracy, co mocno utrudnia nam funkcjonowanie, na jakie zapracowaliśmy i się zdecydowaliśmy wspólnie, na podstawie potrzeb naszej rodziny. Jestem absolutnie wściekła. Był taki czas, że przyjęliśmy do domu uchodźców i pomagaliśmy im znaleźć mieszkanie, a mi ciągle tłukło się po głowie „rany, przecież sama mogłabym wynająć ludziom w takiej potrzebie, widzę ich determinację”. Ale nie mogę, bo za to w moim mieszkaniu żyją darmozjady. Wiesz, że ja się zastanawiam czy będzie mnie stać na ogrzewanie mojego domu w sezonie, ale nie mogę wypowiedzieć umowy na ogrzewanie tamtego mieszkania? Według prawa mam większe zobowiązania wobec obcych dorosłych ludzi (i ich dzieci, których zresztą mi żal) niż wobec własnych.

Czy ta sytuacja zmieniła Wasze podejście do najmu? W jaki sposób? Czy nadal ufacie ludziom?

Od początku bałam się najmu, ale miałam poczucie, że to dobra opcja na kilka lat, zanim najstarsze dziecko wróci do Warszawy na studia. Teraz zastanawiam się czy gdy już (jeśli) pozbędziemy się koczowników z naszego mieszkania, w ogóle go próbować wynająć i w jaki sposób, żeby nie dopuścić do kolejnego nadużycia. A równocześnie wiem, że jest mnóstwo uczciwych ludzi, którzy skorzystaliby z tego mieszkania.
Nie wiem, na ten moment wciąż się zastanawiam co jeszcze mogę zrobić, żeby skłonić tych ludzi do wyprowadzki…

Co powinni zrobić decydenci, osoby odpowiedzialne za przepisy prawa w Polsce, aby tego typu sytuacje nie zdarzały się na rynku najmu?

Umożliwić eksmisję na bruk. Albo do noclegowni. Może straszak w postaci „nie chcę, żeby moje dzieci żyły w schronisku” jakoś by bardziej zadziałał na tych ludzi. Usprawnił procesowanie sądowe. Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mimo wszystko jakoś jeszcze mam za co żyć, chociaż poziom naszego życia spadł mocno, wraz ze wzrostem ich zadłużenia wobec nas. Ale to jest absolutnie nie w porządku, że poza okresem, który sama dałam ludziom z własnej woli, teraz będę czekać nie wiadomo jak długo na to, aż zadziała sąd.
Umożliwić zgłoszenie do wspólnoty i dostawców mediów, że jest sprawa o eksmisję i zapłatę zadłużenia w taki sposób, żeby ci odcięli media natychmiast. Mam sygnatury spraw nadanych przez sąd. Ale wszyscy mają to gdzieś, bo lepiej żerować na uczciwych ludziach.
Mam ochotę powywieszać kartki w bloku „w tym mieszkaniu żyją złodzieje, którzy żerują na nas i na Was” bo przecież nie płacą za korzystanie z części wspólnych osiedla.

Czy coś doradzilibyście innym wynajmującym mieszkania?

Sprzedać i nie wynajmować. Ze smutkiem powiem też, że nie wynajmować rodzinom z dziećmi. Podobno najem okazjonalny też nie chroni do końca. Może jakiś podpisany dokument o dobrowolnym poddaniu się eksmisji w razie zalegania z zapłatą? Nie wiem, serio.

Wywiad opracowała Agata Malczyk-Wołkowska, Ruch Obywatelski Zjednoczeni Wynajmujący.